Moją podstawową inwestycją aktualnie jest IWDA/SWDA. Dla inwestora ostrożniejszego, w fazie deakumulacji (czyli sprzedawania albo utrzymywania się z inwestycji) dokładam IDTP/ITPS. No dobra, czyli co to do cholery znaczy?

Oba są funduszami notowanymi na giełdzie — w skrócie ETF. W odróżnieniu od tradycyjnego funduszu inwestycyjnego, który wyceniany jest raz dziennie, tak samo raz dziennie też pozwala na kupno i sprzedaż udziałów, ETFami handluje się na bieżąco, a emitent funduszu wykorzystuje automatyczne zlecenia kupna/sprzedaży aktywów funduszu dbając o utrzymanie niskiego błędu replikacji. To ma swoje wady i zalety, te skoki kursu oglądane na bieżąco mogą skłaniać do krótkoterminowego traktowania inwestycji, a to byłaby pomyłka. Zdecydowaną zaletą za to jest dostępność — w Polsce jest bardzo słabo z możliwością kupna tradycyjnych funduszy, z ETFami natomiast jest dużo lepiej. Ponieważ notowane są na większości dużych giełd europejskich, wystarczy, że nasz broker oferuje dostęp do giełdy w Londynie, Amsterdamie czy Frankfurcie i już możemy handlować praktycznie wszystkimi ETFami operującymi w Europie.

Błąd replikacji? No tak, bo ETFy najczęściej (chociaż nie jest to konieczne) odtwarzają jakąś algorytmiczną strategię zakupów, zazwyczaj indeks giełdowy. W przypadku ETFów fizycznych (drugim rodzajem są syntetyczne) emitent dokupuje i sprzedaje akcje (lub inne aktywa) składające się na replikowany indeks, tak, by zminimalizować odchylenie od modelu teoretycznego. W przypadku IWDA ten błąd wynosi poniżej 0.09%, dla IDTP -0.08%. Bardzo mocno odradzam ETFy syntetyczne — ryzyko ich stosowania jest niepomiernie większe, są to specjalistyczne narzędzia, a nie inwestycje przeznaczone dla normalnych oszczędzających.

Emitentem, czyli wystawcą wybranych przeze mnie funduszy jest BlackRock, największy na świecie zarządca inwestycji. Preferowałbym Vanguard (trzeci co do wielkości), ze względu na nieco inną strukturę własności: o ile BlackRock jest typową spółką giełdową i musi z konieczności balansować interesy swoich klientów z interesami właścicieli, czyli akcjonariuszy; o tyle właścicielami Vanguard są emitowane przez niego fundusze, co eliminuje ten konflikt interesów. Vanguard założony został przez “Jacka” Bogle, który ze względu na niezwykłą strukturę firmy oraz fakt stworzenia pierwszego na rynku funduszu indeksowego jest jedną z najbardziej zasłużonych osób, jeśli chodzi o udostępnianie narzędzi do oszczędzania zwykłym ludziom. Niestety fundusze Vanguard na chwilę obecną nie są łatwo dostępne inwestorom z Polski.

Tutaj wchodzi kluczowy w wyborze temat: koszty. Są już opasłe tomy pełne badań na temat tego, że kluczowym czynnikiem wpływającym na wynik inwestycji są jej koszty. Tak wiem, jak bardzo to na pierwszy rzut oka brzmi absurdalnie. W rankingach najlepszych inwestorów biur wygrywają często osoby… zmarłe. Bo nie gmerają przy swoich strategiach i nie generują kosztów. I to jest kolejne pole, na którym polski inwestor często przegrywa — dostępne w Polsce fundusze są często ekstremalnie drogie, nadal zdarzają się takie zdzierające “klasyczne” 2 i 20. Inwestycje tak zaatakowane zaraz na początku drogi, a potem podcinane co roku, nie mają szans przynieść dobrych wyników. Swoją drogą, to jest według mnie “grzech pierworodny” który ubił polski eksperyment z OFE — mizerna konkurencja na rynku nie wymusiła zmniejszenia opłat, nie zrobiło tego też państwo ustawą, w końcowym rozrachunku zyski były mierne toteż i sprzeciw wobec nacjonalizacji był mikry. No dobra, to jakie koszty są rozsądne? Brak opłat za zakup i sprzedaż, roczne opłaty poniżej 0.4%. Znajdź mi takie na polskim rynku, proszę. Dla IWDA roczna opłata za zarządzanie wynosi 0.2%, dla IDTP 0.1%. Ważne też, by używany przez nas broker nie dokładał do tego swoich opłat, ewentualnie by były one bardzo niskie. Do niedawna IKE i IKZE1 nie miały takich opcji, dlatego z nich nie korzystałem.

Jeśli chodzi o opłaty, to trzeba też wspomnieć o podatkach. O kontach specjalnych i emerytalnych będzie kiedy indziej, natomiast ważne jest, że każdy fundusz występuje w wersji akumulującej i dystrybuującej. To znaczy, że dywidendy albo są automatycznie inwestowane z powrotem w fundusz (co w Polsce nie powoduje powstania obowiązku podatkowego — niektóre kraje patrzą na to inaczej), albo wypłacane na konto właściciela. Ja zdecydowanie preferuję na polskich kontach fundusze akumulujące, bo znacznie upraszczają rozliczenie podatkowe (na koniec przy sprzedaży inwestycji podatek zapłacić trzeba i tak).

Hmm, a dlaczego indeks? Ponieważ kupno i sprzedaż akcji2 tak, by na tym zarobić, są całkiem trudne. Ja wiem, każdy myśli, że potrafi, większość osób, które znam, do inwestowania poprzez indeksy przekonuje się dopiero, gdy coś straci na giełdzie. Kiedyś na pewno było prościej, ale obecna giełda to tysiące specjalistów i miliony komputerów wpiętych — za grube opłaty — w te same szafy serwerowe, by tylko ugrać kolejne nanosekundy i szybciej od konkurencji handlować akcjami. Nie mówię, że się nie da ich pokonać, ale czy masz na to czas i chęci? Dla mnie wyniki średnie — a takie daje mi indeks — są w zupełności wystarczające. Średnie wyniki przez wiele lat z rzędu to jest recepta na bogactwo. No i nie mówimy o krótkotrwałej spekulacji, tylko o inwestycjach na lata. Niech ta średnia sobie spokojnie, co roku, rośnie i się kumuluje.

Aha, no a ten konkretny indeks? IWDA używa MSCI World Index: duże i średnie spółki notowane na giełdach 23 największych krajów rozwiniętych. To około 88% całkowitych dostępnych do inwestowania na świecie akcji, pod względem wartości. Większość funduszy giełdy światowej (z uwzględnieniem lub nie krajów rozwijających się) jest dobrym wyborem — to tutaj skoncentrowany jest praktycznie cały postęp naukowo-technologiczny świata. Istotne jest, żeby spojrzeć na koszty funduszu, kilka innych byłoby równie adekwatnych. Niektórzy — szczególnie amerykańscy blogerzy i pisarze — preferują, dla prostoty, fundusze ograniczone do giełdy amerykańskiej. Faktycznie, jej wyjątkowy rozmiar powoduje, że jej wyniki są bardzo ściśle powiązane z wynikami światowymi, chociaż potrafią się czasem rozjechać. Wybór jednego lub drugiego indeksu jest zagadnieniem filozoficznym.

IDTP używa indeksu Bloomberg US Government Inflation-Linked Bond. To koszyk obligacji rządu amerykańskiego. Nie kupuję ich, licząc na wzrosty, ale na ochronę kapitału: w najbezpieczniejszej walucie świata, z gwarancją trzymania wartości powyżej (amerykańskiej) inflacji. Działają bardzo dobrze, z jednym, e, wyjątkiem. Kiedy stopy referencyjne zaczynają iść w górę, wartość obligacji sprzedanych wcześniej — spada (bo nowy klient może kupić nowe emisje w cenie starych, ale z lepszym oprocentowaniem). To, e, byłoby teraz. Spadek 12% w tym roku jest dość wyjątkowy, ale też tegoroczna inflacja, z wielu powodów, jest dość wyjątkowa. No cóż, do pewnych zastosować, jak na przykład fundusz awaryjny, nadal potrzebne jest konto oszczędnościowe.

A może giełda polska? Hahahaha. Najgorsza giełda w tym roku, nawet rosyjska tak nie spadła. Jak na świecie są spadki, to u nas gorsze, jak na świecie wzrost, to nasza giełda idzie w bok. Nie, żadna koncentracja inwestycji nie jest dobra (pomijając wzmiankowaną giełdę amerykańską, która nie jest de facto koncentracją), ale już szczególnie skoncentrowanie swoich inwestycji na taki malutkim poletku, jak polska giełda, z ręcznym sterowaniem państwa i głównie państwowymi molochami na niej, jest złym pomysłem.

  1. Jak/gdzie trzymać oszczędności? O tym będzie później. 

  2. Dlaczego akcje a nie coś innego? Będzie później. 

Zostaw komentarz